Intensywne poranne słońce wlewało się do pokoju przebijając się przez liście rosnącej na wysokości drugiego piętra małej palmy. Wstaliśmy wcześnie. Zanim ruszymy na poszukiwanie wozu, którym będziemy przemierzać bezdroża Kalifornii, musimy pozbyć się większości bagażu, który towarzyszył nam przez prawie 4 miesiące mieszkania na wschodnim wybrzeżu, a teraz stał się zupełnie zbędny. Nieopodal, w Tradewinds Adventurer można wynająć locker już od $2/dzień. Taka opcja zdecydowanie spełnia nasze oczekiwania.
Wielki Century Boulevard, prowadzący bezpośrednio do międzynarodowego lotniska LAX obfituje w wypożyczalnie samochodów – im bliżej lotniska tym droższe i bardziej rozpoznawalne. Jakość oferowanych samochodów bywa różna, jeżeli jednak podstawowym kryterium jest cena warto poszukać mniejszej firmy i nie decydować się na oferty dostępne online. Wiele ofert nie pojawia się w sieci i przy odrobinie szczęścia można znaleźć np. starą Toyotę Corollę w promocyjnej cenie 🙂
Przy wypożyczeniu samochodu należy zwrócić uwagę na szczegóły umowy – może się okazać, że wypożyczalnia narzuca limit kilometrów, które możemy pokonać dziennie, dopuszcza poruszanie się wyłącznie po wybranych stanach lub w pewnym promieniu od swojej siedziby. Warto sprawdzić datę przeglądu technicznego samochodu i upewnić się, że w przypadku awarii wypożyczalnia jest w stanie szybko zapewnić pomoc lub wymienić samochód. Istotną kwestią może być również dopłata za drugiego kierowcę, którego należy koniecznie wpisać do umowy. W przypadku policyjnej kontroli warto mieć umowę przy sobie. Do poruszania się w USA wypożyczonym samochodem konieczne jest posiadanie międzynarodowego prawa jazdy, które z łatwością uzyskamy w dowolnym wydziale komunikacji w Polsce. Często na stronach wypożyczalni pojawia się informacja o konieczności ukończenia 21 lat przez osobę wypożyczającą samochód i posiadaniu karty kredytowej, nam jednak udało się wypożyczyć samochód płacąc zwykłą kartą debetową.
Wyjeżdżając drogą nr I-15 na północny wschód w kierunku Barstow, przecinaliśmy kręty i górzysty obszar parków otaczających miasto. Wielka metropolia została w tyle. Jeszcze tutaj wrócimy – na finał naszej przygody. Po 1,5h jazdy robimy przystanek w Barstow. To ostatni cywilizowany punkt na drodze w kierunku Las Vegas. Zaraz za miastem (22 tys. mieszkańców) zaczyna się pustynia Mojave i rozciąga się przez kolejne 160 mil w kierunku światowej stolicy hazardu.
Pustynia Mojave, której nazwa wywodzi się od indiańskiego plemienia zamieszkującego te tereny, leży na pograniczu stanów Nevada, Utah i Arizona. Pustynia jest bardzo niejednorodna, widok za oknem samochodu zmienia się bardzo szybko i zaskakuje niemal marsjańskim krajobrazem, przecinanym kilkoma niezwykłymi pasmami górskimi. Mojave nie jest prawie w ogóle zamieszkana. Wyjątkami są nieliczne miasta, w tym największe, położone w samym sercu pustyni Las Vegas – światowa stolica hazardu. Otoczone przez góry robi niezwykłe wrażenie, zwłaszcza nocą gdy nagle pojawia się na horyzoncie pustej autostrady. Przemierzając Mojave często podróżuje się samemu – przez wiele kilometrów wielopasmowa autostrada jest zupełnie pusta. Nie napotykamy na żadne ludzkie osady, samochody pojawiają się sporadycznie. Kiedy zapada noc mamy wrażenie, że przed nami rozciąga się bezkresna czerń – tak ciemnej nocy do tej pory nie widzieliśmy.
Zanim jednak ruszymy w głąb pustyni i dalej przez Baker w kierunku Las Vegas, zbaczamy ze szlaku żeby wstąpić do Calico Ghost Town.
Calico to niezwykłe miejsce. Przed laty kopalnia srebra, dziś miasto-duch. Zachowane w swoim oryginalnym kształcie z 1880 roku przywodzi na myśl gorączkę srebra i doskonale pokazuje, jak wyglądało życie na coraz mniej dzikim zachodzie przed nieco ponad 130 laty. To obowiązkowy punkt dla każdego, kto tak jak ja, od pierwszych chwil na kontynencie amerykańskim nie może się doczekać odkrywania najmniejszych choćby śladów dzikiego zachodu, gorączki złota i postaci wykreowanych przez Johna Wayne’a czy Karola Maya.
Z daleka wita nas wielki biały napis utworzony na zboczu Calico Mountain. Zostawiamy samochód na parkingu, wdrapujemy się kilka metrów i natychmiast przenosimy się w czasie. Przy głównej ulicy jest Lil’s Saloon, szkoła, biuro szeryfa i więzienie, a w pewnej odległości od osady wejście do Maggie Mine – kopalni srebra.
Calico w najlepszym okresie zamieszkiwało ponad 1200 osób, pracujących przy 500 aktywnych kopalniach srebra. Dziś na stałę mieszka tu zaledwie kilka osób pracujących w sklepach z pamiątkami, restauracjach lub jako przewodnicy. W okolicy dostęnych jest wiele miejsc gdzie można rozbić namiot i biwakować. Wiele osób próbuje też eksplorować opuszczone kopalnie na własną rękę
W Calico wiele budynków pozostało zupełnie nienaruszonych, a te które zostały odtworzone, wiernie oddają kształt dawnego miasta. W popołudniowym świetle i w połączeniu z bezkresną pustynią miejsce to robi niezwykłe wrażenie. Okolice miasteczka są niezwykle fotogeniczne. Bawimy się przez chwilę światłem i łapiemy jak najlepsze ujęcia pustynnego krajobrazu.
Październik w Kalifornii był w tym roku jednym z najbardziej upalnych od lat, a w dniu naszej wizyty w Calico temperatura powietrza przekraczała 100° F, czyli ok. 38° C. Właczamy kliatyzację w naszej Toyocie i ruszamy w dalszą drogę – chcemy dotrzeć do Las Vegas przed zachodem słońca.